czwartek, 28 maja 2020

Jeziorka Duszatyńskie i Chryszczata


Weekend zbliżał się wielkimi krokami i jak zwykle pojawiło pytanie: co by tu robić? Gdzie by tu pojechać? Pogoda nie nastrajała optymistycznie - w czwartek padało i zimno, w piątek nie lepiej, ale na sobotę zapowiadała się piękna pogoda więc warto było zaryzykować. Wybór padł na Jeziorka Duszatyńskie i Chryszczatą (bo same jeziorka to trochę za mało) i powrót do Duszatyna przez Przełęcz Żebrak i Mików.

Sobota przywitała mnie promieniami słońca więc nie było na co czekać. Wstałam wcześnie, dojechałam do Duszatyna, samochód zostawiłam na parkingu i ruszyłam w drogę czerwonym szlakiem (fragment Głównego Szlaku Beskidzkiego). Dojazd do samego Duszatyna jest możliwy z Komańczy drogą leśną udostępnioną do ruchu publicznego.


Trasa do jeziorek wiedzie lekko pod górę, przez las i poprzecinana jest płynącymi strumykami (trzeba uważać przechodząc po kamieniach, żeby się nie pośliznąć. Zgodnie z mapą przejście z parkingu zajmuje ok 1,5h. Same jeziorka rzeczywiście można uznać za magiczne miejsce. Nad taflę stawów zwisają długie bukowe gałęzie, które odbijają się w lustrze wody, przez co wydaje się, że ma ona niesamowity zielony kolor. Wcześnie rano panował tam wyjątkowy spokój, tajemnicza atmosfera, a promienie słońca przebijające się przez gałęzie drzew sprawiały, że tą magię można było poczuć.



Jeziorka Duszatyńskie powstały na początku XX wieku. Na przełomie lat 1906 i 1907 w okolicznych górach spadła rekordowa ilość deszczu, co spowodowało, że nasiąknięte wodą strome zbocza Chryszczatej osunęły się (zwięzły) w wigilię Wielkanocy 1907 roku. Pędzące masy fliszu karpackiego zatrzymały się w dolinie potoku Olchowatego, tamując jego przepływ. W efekcie powstały 3 niewielkie jeziorka. Ogromny huk towarzyszący osuwaniu się ziemi z Chryszczatej przestraszył mieszkańców pobliskiego Duszatyna i w rezultacie postały "magiczne" opowieści o postaniu osuwiska i jeziorek. Jedne legendy mówią, że jeziorka powstały przez rozsierdzonego czarta, inne, że są sprawką olbrzymów zamienionych w kamień, inne zaś mówiły o upadku meteorytu.
 
Z trzech jeziorek do naszych czasów przetrwały dwa. Z informacji zamieszczonej na tablicy wynika, że z najmniejszego z nich w okresie międzywojennym spuszczono wodę, aby właścicielowi tych terenów- hrabiemu Potockiemu, łatwiej było łowić pstrągi. Wyłowiono 80 ryb, a niektóre ważyły do 10 kg. Hrabia niezadowolony z marnego połowu i błędnie, pochopnie podjętej decyzji postanowił na zawsze skutecznie zapobiec spuszczaniu wody z pozostałych jeziorek i rozpoczął starania o objęcie tego obszaru ochroną i tak jest do dnia dzisiejszego. Niestety, co roku jeziorka zmniejszają swoją powierzchnię, ze względu na warstw mułu nanoszone przez potok Olchowaty i od ich postania zmniejszyły się już o połowę.








Jeziorka od początku przyciągały turystów. Już w dwudziestoleciu międzywojennym wytyczono szlak dla turystów. Trasą na jeziorka czterokrotnie w latach 1952, 1953, 1957 i 1960 wędrował Karol Wojtyła z grupą młodzieży, trzykrotnie biwakując w tym miejscu. 

Po śniadaniu i chwili odpoczynku ruszyłam dalej czerwonym szlakiem na szczyt Chryszczatej (997 m n.p.m.). Trasa wiedzie pod górę i po ok. 1,5 h byłam na szczycie, po drodze mijając cmentarz wojskowy z czasów I wojny światowej i liczne krzyże - mogiły żołnierzy poległych w walkach na zboczach góry w latach 1914-1915. Front przez Chryszczatą przechodził dwukrotnie. Najbardziej krwawym i wyniszczającym okresem dla tych terenów był przełom 1914-1915 roku. Zniszczeniu uległo tysiące domów, kościoły, cerkwie i zabytki. Idąc szlakiem można dostrzec pozostałości po okopach i liniach umocnień. Na szczycie stoi betonowa wieża geodezyjna z czasów zaborów. Jest też wiata w której można odpocząć. Wszystkie zdjęcia zrobione były tego samego dnia, ale gdy nad jeziorkami wiosna była już w pełni, to ok. 300 metrów wyżej na szczycie góry przyroda dopiero budziła się do życia.





Następnie udałam się w kierunku Przełęczy Żebrak i do Mikowa. Z przełęczy do Mikowa i dalej do Duszatyna nie prowadzi żaden szlak turystyczny, ale jest droga leśna, która bez problemu zaprowadziła mnie do celu. Niestety jest to dość długa droga (ok.10 km), ale przynajmniej z górki:)




Aby ostatecznie wrócić do Duszatyna na parking napotkałam jeszcze jedną przeszkodę, a dokładniej mówiąc 4 brody na rzece Osławie. Nie byłam pewna czy uda mi się je pokonać przechodząc przez rzekę, ale na mapie oznaczone były tory po dawnej kolejce leśnej i to był strzał w "10". Mimo, że kolejka nie jeździ już od 1994 r. tory i mosty na rzece pozostały i można nimi "suchą stopą" przedostać się do Duszatyna. Istnieją plany reaktywowania kolejki i udostępnienia torów dla drezyn rowerowych. Historia kolejki leśnej bardzo dobrze opisana jest na stronie http://fundacja.komancza.org.pl/?page_id=287



Poniżej zamieszczam zdjęcie mapy. Cała trasa liczy ok. 20 km. Większość jej wiedzie czerwonym szlakiem, a następnie drogą leśną oraz starym torowiskiem lub czarnym szlakiem. Nad samymi jeziorkami jest bardzo słaby zasięg sieci komórkowych.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz