Odkrywając Podkarpacie warto zaglądnąć do jednego z najmłodszych parków narodowych, czyli do utworzonego w 1995 r. Magurskiego Parku Narodowego. Pasmo Magurskie jest to dość wysokie pasmo Beskidu Niskiego z najwyższym wzniesieniem Wątkową 846 m n.p.m.
Swoją wędrówkę jak zwykle rozpoczęłam wcześnie rano z Folusza, a za główny cel wyprawy obrałam Rezerwat "Kornuty". Wiem, że dla większości wczesne wstawanie w weekendy, to największa kara, ale uwielbiam ruszać w drogę gdy cały świat dopiero budzi się do życia. Można wtedy w ciszy i spokoju wędrować po leśnych, górskich ścieżkach. Samochód zostawiłam na parkingu i najpierw wzdłuż potoku Kłopotnica ruszyłam czarnym szlakiem w kierunku "Diablego Kamienia". Trasa wiedzie dość ostro pod górą, ale po 15 minutach jesteśmy u celu. Diabli Kamień to grupa skał, oryginalnie ukształtowana, poprzedzielana licznymi szczelinami.
Istnieje legenda na temat powstania tej grupy skał opisana na tablicy informacyjnej:
"Dawno, dawno temu, gdy w okolicy Folusza nie było żadnej świątyni głęboko wierzący ludzie bardzo cierpieli z tego powodu. Cieszyły się za to diabły, bo nie było słychać dzwonów, na dźwięk których bardzo bolały je brzuchy i musiały uciekać z powrotem do piekła. Diabły rozzuchwaliły się do tego stopnia, że ciągle kusiły ludzi do złego, tak, że ci bali się z domu wychodzić. Ludzie wreszcie postanowili sprzeciwić się złu i szybko zapadła decyzja o tym, że wybudują kościół w niedalekim Cieklinie, a na jego dzwonnicy osadzą dzwony wytopione z czystego srebra. Wszyscy zabrali się do pracy. Chłopi ścieli drzewa i zebrali najodpowiedniejsze kamienie z okolicznych potoków, zaopatrzyli się też w piach i wapno. Bardzo szybko wybudowano świątynię, a dzwony do niej zamówiono w Przemyślu. Były tak ogromne i ciężkie, że do ich przewiezienia potrzeba było aż ośmiu par koni. Mieszkańcy osadzili dzwony na wieży kościoła i czekali tylko na przyjazd biskupa, który miał całość poświęcić.
Diabły się zbuntowały, bo ich los rysował się w ciemnych barwach. Poszły więc do najstarszego po poradę, a ten poskrobał się po głowie i poradził tak: 'Niech najsilniejszy z diabłów wejdzie na wysoką górę z ciężkim kamieniem i ciśnie głazem w kościół. Zniszczy go i będzie po problemie.' Aby tak magiczna sztuka się udała diabeł musi to zrobić zanim o poranku kury zapieją, bo potem straci swą diabelską moc.
Diabły wybrały więc spośród siebie najsilniejszego, który chwycił ciężki kamień i ruszył przed siebie. Męczył się strasznie, bo kamień ciężki, a droga pod górę. Sapał, dyszał, ale kamienia nie upuścił. A gdy przechodził koło Folusza spostrzegł go pewien szewc. Od razu zauważył, że szykuje się coś niedobrego. A, że znał zwyczaje diabłów i wiedział, że nie są odporne na pianie kogutów, bo dnia nie lubią tylko noc, to pobiegł jak najszybciej do kurnika. Dźgnął szydłem największego koguta jakiego znalazł, a ten zapiał wniebogłosy. Diabeł naraz stracił swą moc, kamień mu wypadł i potoczył się do foluskiego lasu. Niedługo później biskup poświęcił kościół i diabły na dobre musiały wyprowadzić się z tej okolicy. Pozostał po nim tylko ogromny kamień na którym ponoć można jeszcze odnaleźć ślady pazurów najsilniejszego z nich, który uległ mądremu szewcowi."
To był dopiero początek mojej wyprawy. Z Folusza możemy dojść na różne sposoby do wspomnianego rezerwatu. Wybrałam czarny szlak w kierunku Wapiennego, który wiedzie leśnymi drogami i ścieżkami przez bukowy las. Po około 6 km (trasa wiedzie ciągle lekko pod górę), dotarłam na grzbiet pasma Magury, do połączenia z zielonym szlakiem w okolicach szczytu Barwinok (670 m n.p.m.). W miejscu połączenia szlaków jest wiata w której można odpocząć i schronić się w przypadku złej pogody. W tym miejscu należy skręcić w lewo do głównego celu wycieczki. Po około 3,5 km dochodzimy do rezerwatu. Z głównego szlaku musimy zejść ścieżką ok. 200 m, aby dojść do największych skał, które robią niesamowite wrażenie, zwłaszcza, że na początku nie widać ich wielkości.
Nazwa rezerwatu oraz pobliskiego szczytu jest pochodzenia wołoskiego, a dokładniej pochodzi z języka rumuńskiego (rum. corn oznacza róg), a pasterze wołoscy określali słowem kornuta owcę z zakrzywionymi rogami, a wystające skały swoim kształtem przypominały sterczące rogi, co dało nazwę rezerwatowi.
Po zwiedzeniu rezerwatu wróciłam na główny szlak i kontynuowałam wędrówkę w kierunku wschodnim. Trasa wiedzie zalesionym szczytem. Po drodze minęłam skrzyżowanie ze szlakiem żółtym (można zejść do Folusza), ale ruszyłam dalej w kierunku Wątkowej. Po ok. 800 m dotarłam do kolejnej grupki skał. Nie są one tak efektowne jak te w rezerwacie, ale są na nich liczne ślady działania kamieniarzy z dawnych czasów. Idąc dalej zielonym szlakiem wchodzimy na najwyższe wzniesienie pasma Magurskiego, czyli Wątkową (846 m n.p.m). Następnie dotarłam do węzła szlaków Magura Wątkowska. To jedyne miejsce na trasie z którego możemy oglądać panoramę (przy dobrej przejrzystości powietrza widać Tatry). W tym miejscu znajduje się również obelisk poświęcony Janowi Pawłowi II, który w 14.08.1953 r. podczas wędrówek po Beskidach odprawił tutaj mszę świętą. Znajduje się tu ołtarz polowy oraz miejsce odpoczynku.
W tym punkcie rozpoczęłam ostatni etap wędrówki, czyli powrót do Folusza zielonym szlakiem. Po przejściu Magury (829m n.p.m.) należy zgodnie ze szlakiem skręcić w lewo. Droga na początku wiedzie dość ostro w dół. Nieco niżej wzniesienia, szlak prowadzi wzdłuż malowniczo płynącej w głębokim jarze Kłopotnicy, tworzącej co jakiś czas kaskady.
Cała trasa jest niezwykle malownicza, prowadzi głównie przez lasy, które wiosną są pełne różnych odcieni zieleni. Liczy ok 20 km, ale nie jest trudna technicznie, wymaga tylko trochę wytrzymałości. Jest bardzo dobrze oznakowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz