środa, 27 września 2017

Sint Maarten (Saint Martin) - kawałek raju na ziemi


Na wstępie uprzedzę, że tytuł tego posta powinien brzmieć niestety "Sint Maarten - kawałek raju na ziemi, którego już nie ma", a przynajmniej nie ma już takiej wyspy jaką ją zapamiętałam. Pretekstem do napisania tego posta, był najpotężniejszy huragan - "Irma", który na początku września spustoszył część wysp karaibskich, w tym Sint Maarten - wyspę na której rok temu spędziłam cudowne wakacje.  O pięknie tej wyspy, wakacjach i jednym z najbardziej znanych lotnisk świata będę pisać na końcu więc jeśli suche fakty o katastrofach naturalnych i historii Was nie interesują proponuję przejść do oglądania zdjęć i do tekstu na końcu. :P 
W pierwszej kolejności podzielę się z Wami paroma ciekawostkami z pogranicza historii, geografii i polityki. Sint Maarten (fr. Saint Martin) jest karaibską wyspą wchodzącą w skład Archipelagu Małych Antyli, inaczej zwanych Wyspami Nawietrznymi. Została odkryta 11 listopada 1493r. przez Krzysztofa Kolumba, który nazwał ją na cześć św. Marcina z Tours, którego święto przypadało w tym dniu. Powierzchnia wyspy wynosi 87 km², a jej terytorium podzielone jest pomiędzy dwa państwa - Francję i Holandię (jest to jedyne miejsce w którym te dwa państwa mają ze sobą granicę lądową). Jest to także najmniejsza wyspa świata podzielona pomiędzy dwa państwa. Północna część wyspy jest wspólnotą zamorską Francji, a południowa od 2010 r. stanowi terytorium autonomiczne Holandii. Głównym miastem po stronie holenderskiej jest Philipsburg, a po stronie francuskiej Marigot. Walutą obowiązującą po stronie francuskiej jest euro, ale można również płacić dolarami amerykańskimi. Po stronie holenderskiej sytuacja jest na pierwszy rzut oka bardziej skomplikowana, bo oficjalną walutą jest gulden antylski (legenda głosi, że ktoś kiedyś, gdzieś go widział), ale spokojnie można płacić dolarami lub euro.

Philipsburg

Port w Philipsburgu

Fort w Marigot

Na wyspie panuje klimat tropikalny monsunowy. Pora sucha trwa od stycznia do kwietnia, a pora deszczowa od sierpnia do grudnia i w tych miesiącach trzeba liczyć się z występowaniem huraganów. W tej części świata nigdy wcześniej nie odnotowano tak potężnego huraganu na Atlantyku. W skali Saffira - Simpsona, skali określającej siłę huraganów, był to huragan 5 kategorii, czyli gorzej być już nie mogło. Po huraganach które nawiedziły wyspę  w 1995 r. (Huragan Luis) i 1997 r. (Huragan Lenny), a były to huragany 4 kategorii do tej pory na wyspie pozostało wiele śladów i część resortów nigdy nie zostało odbudowanych i stanowią swojego rodzaju pomniki niszczycielskiej siły żywiołu i w przypadku tego huraganu pewnie będzie podobnie, ponieważ wg informacji podawanych przez francuskie i holenderskie służby, wyspa została zniszczona w 95%, w tym niestety jedno z najbardziej znanych lotnisk świata - Port Lotniczy Princess Juliana (takie lotnisko z samolotami lądującymi nad głowami plażowiczów) oraz porty żeglugi morskiej. Prawdopodobnie "Irma" była najkosztowniejszym w historii huraganem, który nawiedził obszar Oceanu Atlantyckiego.

Jak zaczęła się moja przygoda z St. Maarten? Otóż jak zwykle zaczyna się od marzeń. Praktycznie od kiedy po raz pierwszy zobaczyłam zdjęcie i filmy z samolotami lądującymi nad plażą Maho, zapragnęłam zobaczyć to miejsce na własne oczy i poczuć wiatr lądujących samolotów (nie przypuszczałam, że największy "wiatr we włosach" poczuję przy starcie samolotu i niestety jest to moje najgorsze wspomnienie z wyspy, ale kto dobrze wspominałby gorące powietrze z silników samolotów połączone z piaskiem uderzające z ogromną mocą w opalone ciało). Zanim do tej przygody doszło, marzenia o podróży odłożyłam na odległą przyszłość i pozostawiłam w kategorii marzeń trudnych do spełnienia. Jednak marzenia są po to, żeby je realizować i jeśli czegoś naprawdę chcemy, to cały wszechświat sprzymierza się żeby nam pomóc i tak też było w tym przypadku. W podróż wybrałam się z moja siostrą na zaproszenie naszej przyjaciółki Kasi, która na tej rajskiej wyspie studiowała medycynę na Amerykańskim Uniwersytecie Medycznym i to dzięki niej mogłyśmy zwiedzać wyspę, poznawać wspaniałe plaże i mieć dach nad głową na  czas naszego pobytu, mimo, że w tym czasie miała bardzo dużo nauki i zajęć.

A taki widok z okna budził nas co rano...



Na wyspę przyleciałyśmy z Nowego Jorku z przesiadką w Miami. Dzięki dość długiej przerwie mogłyśmy opuścić lotnisko i spędzić miły dzień na plaży South Beach. Samolot z Miami miałyśmy opóźniony o ok. 2 godzin z powodu burzy i na Karaibach lądowałyśmy ok. 23. Jeśli chodzi o lądowanie, to przyznam szczerze miała pewne obawy ponieważ samolotem lekko kołysało, a na ciemnej tafli oceanu było widać jedynie parę małych światełek i wydawało mi się, że na tak małej przestrzeni nie da się wylądować. Dodatkowo bałam się, że przy lądowaniu wyleję kawę, którą wiozłyśmy dla dla Kasi czym rozbawiłyśmy stewardessy w samolocie (na wyspie nie ma Starbucksa a Kasia jest fanką pumpkin spice latte  i postanowiłyśmy jej zrobić niespodziankę). Nasz pobyt na wyspie składał się z plażowania. Miałyśmy wynajęte auto więc bez problemu mogłyśmy przemieszczać się po całej wyspie (uwzględniając korki, bo choć może wydawać się to dziwne niestety są zmorą tej wyspy) i każdy dzień  spędzać na innej plaży. Poranki zazwyczaj zaczynałyśmy we francuskiej kawiarni " Serafina" w Marigot i następnie ruszałyśmy w trasę.
Moją ulubioną plażą jest Happy Bay, która jest dla mnie kwintesencją tropikalnej plaży gdzieś na końcu świata. Dodatkową atrakcja tej plaży było to, że żeby się na nią dostać trzeba było pokonać spacerkiem (ok. 10 min) wąską ścieżką zarośla, kawałek lasu tropikalnego pełnego gekonów i innego rodzaju jaszczurek. Zaletą tej plaży był również  brak innych ludzi.

Plaża Happy Bay





Kolejną plażą, którą mogę polecić jest plaża na Pinel Island. Jest to mała wyspa u wschodnich wybrzeży St. Martin i jest rezerwatem przyrody. Legenda głosi, że nazwa wyspy pochodzi od nazwiska kapitana, który próbował zdobyć wyspę Saba, ale mieszkańcy broniący wyspy rzucali ze swoich górskich stanowisk odłamkami skał w najeźdźców  i ci musieli uciekać, a schronienie znaleźli na mieliźnie na wyspie, która od nazwiska pokonanego kapitana nosi nazwę Pinel. Aby dostać się na wysepkę należy udać się do małego portu w Cul-de-Sac i tradycyjną łódką zwaną Saintoise przepłynąć na wysepkę (koszt 6$ USD) lub wypożyczyć kajak. Rejs łódka trwa ok 10 min. Na wysepce znajdują się dwie plaże. Pierwsza, leżąca naprzeciw St. Martin pokryta jest białym piaskiem i otaczają ja dość płytkie wody z minimalnymi falami. Przy plaży znajdują się dwie restauracje. Druga plaża znajduje się 10 min spacerkiem od pierwszej i jest bardziej kamienista i narażona na siły natury.

W drodze na Pinel Island


Kamienista plaża na Pinel Island


Piaszczysta plaża na Pinel Island






Jedną z największych i najpopularniejszych plaży jest Orient Bay, położona w północno - wschodniej części wyspy (zwana jest również Sait Tropez Karaibów). Oferuje pełny wachlarz udogodnień turystycznych takich jak restauracje na plaży, hotele, sklepy i sporty wodne. Można np. polatać na paralotni (ok 100$ USD za dwie osoby).

Orient Bay


Kolejną plażą godną polecenia jest Simpson Bay, która usytuowana jest obok pasa startowego międzynarodowego lotniska Princess Juliana i malowniczej wioski rybackiej. Leżąc na plaży można obserwować startujące i lądujące samoloty.

Plaża Simpson Bay



Bardzo popularną plażą wśród turystów i mieszkańców jest plaża Mullet Bay, położona na skraju pola golfowego, a w związku z tym, że jest tak popularna nie możemy liczyć na samotne plażowanie.
Na tej plaży ponad to panują doskonałe warunki dla surferów.

Plaża Mullet Bay

 Piękna plażą jest również Cupecoy, położona u podnóża niewielkich klifów koloru ochry. Z tej plaży można oglądać najpiękniejsze zachody słońca na wyspie.

Klify przy plaży Cupecoy




Na końcu jedna z najmniejszych, ale najbardziej znanych plaż świata ze względu na swoją wyjątkową lokalizację - Maho Beach, leżąca na końcu pasa startowego lotniska. Miejsce wypraw tysięcy turystów z całego świata. Plaża jest naprawdę niewielka. Na czas startu i lądowania droga oddzielająca plaże od ogrodzenia lotniska jest zamykana i strzeżona przez policję. Podyktowane jest to względami bezpieczeństwa, głównie tym, że na plaży zbierają się tłumy turystów a podmuch z silników samolotu jest tak ogromny, że mógłby z łatwością przesunąć auto, o ludziach nawet nie wspominając. Niestety zdarzyło się kilka śmiertelnych wypadków gdy osoby mimo zakazów znalazły się przy samym ogrodzeniu lub na jezdni i zostały przewrócone na betonowy falochron. Emocje jakie się odczuwa podczas lądowania samolotu są naprawdę ogromne i trzeba to po prostu przeżyć. Największe wrażenie robił boeing 747 KLM lecący z Amsterdamu (niestety od końca października ubiegłego roku niestety ten model już nie lata na wyspę).

Maho Beach i lądowanie boeinga 747 KLM






Na wyspie było wiele miejsc gdzie można było smacznie zjeść i wypić dobre drinki, ale pisanie o nich patrząc na ogrom zniszczeń na wyspie nie ma większego sensu ponieważ aktualnie pewnie te miejsca nie istnieją. Niemniej jednak dostępne były kunie z całego świata począwszy od karaibskiej, francuskiej, włoskiej na japońskiej kończąc (no polskiej nie było, ale dało się przeżyć).




Już na koniec jakie pamiątki można przywieść z St. Maarten? Otóż najlepszą pamiątką z Karaibów z pewnością jest rum, zwłaszcza ten o smaku mango (najlepiej szukać rumu z żółtymi etykietami jak na zdjęciu). Można kupić również w ręcznie malowanych butelkach i uwaga ten rum nie był traktowany jak alkohol tylko jak zwykła pamiątka więc można było kupić go więcej niż przewidują przepisy celne. Na wyspie tanie są również perfumy i papierosy.


Niesamowite wakacje, niezapomniana przygoda, tylko niestety pozostaje w sercu wielki smutek, że wyspa została w znacznym stopniu zniszczona przez huragan. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że najbardziej ucierpieli na tym stali mieszkańcy wyspy, którzy funkcjonują tak naprawdę dzięki  turystom i całej branży turystycznej. Na wyspie nie ma przemysłu czy rolnictwa, z którego mogliby się utrzymać. Przy tak rozległych zniszczeniach odbudowa infrastruktury turystycznej (lotnisk, portów, hoteli) będzie trwała długo, patrząc dodatkowo na wyspiarskie poczucie czasu (tu nikomu się nie  śpieszy), a jeśli nie będzie turystów, to zwykli mieszkańcy też nie będą mieć środków na odbudowę własnych domów i błędne koło się zamyka. Mam jednak nadzieję, że pesymistyczne scenariusze się nie spełnią i już niedługo będzie można powrócić do tego raju.

1 komentarz:

  1. Rajska wyspa, piękna historia, bajeczne zdjęcia :D Nie przestawaj podążać za marzeniami - jak widać czasem robią nam psikusa i się spełniają ;)

    OdpowiedzUsuń